Stawianie granic

Stawianie granic to temat trudny, ale bliski każdej osobie. Po co stawia się granice i kiedy? Kiedy przekraczany jest nasz komfort psychiczny i fizyczny. Jak się uczymy stawiać granice? Nie stawiając ich i ucząc się na własnych błędach.

Nigdy nie zapomnę jednego chłopaka, którego zaprosiłam do siebie na przepustkę. Znajdował się on wtedy w ośrodku leczenia alkoholizmu. Pierwsze, co zrobił, kupił sobie zgrzewkę piwa. Już wtedy powinnam była powiedzieć stop. Ale tego nie zrobiłam. Doszło do tego, że opacznie zrozumiał moje zaproszenie. Ja po prostu chciałam spędzić czas z przyjacielem. On za to chciał piwa i seksu. Na początku się temu poddałam. Ale czułam się fatalnie…wykorzystana i wymiętą jak ściereczka. Jemu ciągle było mało. W końcu kazałam mu spakować walizkę i się wynosić.  Byłam zniesmaczona własną osobą i złością na siebie. Jak mogłam być tak głupia i tak się dać oszukać. Była to nauczka na całe życie.

Dlaczego tak trudno przychodzi nam mówienie „nie”. Lęk przed osądem? Lęk przed odrzuceniem? Lęk przed zemstą? Wszystkie te rzeczy są bardzo ważne i nad nimi musimy pracować. Dla mnie najtrudniejszy jest lęk przed odrzuceniem. Od kiedy pamiętam unikałam przez to ludzi, mimo iż odczuwałam tak wielką ich potrzebę. Stawianie granic wymaga wglądu w siebie i pokory w stosunku do siebie. Żeby wybierać tylko osoby, które nie są nastawione na branie. Kiedyś cieszyłam się, że ludzie zwracają się do mnie ze swoimi problemami. Podbudowywało to moje ego. Wypruwałam więc flaki dla osób, które chciały się wygadać, potrzebowały pieniędzy czy dachu nad głową.

Popełniłam w życiu wiele błędów. Ale uczę się powiedzieć komuś „przykro mi nie mogę Ci pomóc”. Jest mi z tym ciężko, ale tylko na początku.

Często jednak zdarza się pomylić konstruktywne stawianie granic z mało konstruktywnym budowaniem muru wokół siebie. Tak, żeby nikt nie mógł wejść, nic zrobić, nic powiedzieć. Taki mur broni przed cierpieniem zadawanym przez innych, ale czyż nie jest cierpieniem zadawanym samemu sobie?

Stawianie granic broni przed toksycznymi ludźmi, którzy chcieliby tylko brać, brać i brać. Już od dawna jestem silniejsza w urywaniu relacji, gdzie tylko jedna strona daje.

Stawianie granic chroni też przed manipulacją, szantażem emocjonalnym. Jest mi to szczególnie bliskie w relacjach z rodziną, gdzie często słyszę, że się izoluję, nie przyjeżdżam na domowe obiadki, że powinnam zachowywać się inaczej niż się zachowuję, że powinnam im się zwierzać z własnych problemów. Czy każdy z nas nie znalazł się choć raz w podobnej sytuacji?

Kolejną płaszczyzną, na której uczę się asertywności jest moja praca. I nie jest to korporacja. Pracuję asystując osobom niepełnosprawnym w ich codziennych sprawach. Są to często ludzie samotni, więc kiedy przychodzi asystent chcą się wygadać, opowiadają o swoich problemach. Ja mam ustalony czas pracy. Na początku zostawałam dłużej, ciężko mi było powiedzieć „przepraszam, ale muszę już iść”. Zamykałam drzwi od ich mieszkań z ogromnym poczuciem winy. Teraz jest lepiej. Podopieczni wiedzą, że ten „koniec” nastąpi i nie wymuszają zastania dłużej. Rozumieją, że to moja praca.

Stawianie granic to temat trudny, ale bliski każdej osobie. Po co stawia się granice i kiedy? Kiedy przekraczany jest nasz komfort psychiczny i fizyczny. Jak się uczymy stawiać granice? Nie stawiając ich i ucząc się na własnych błędach.

Nigdy nie zapomnę jednego chłopaka, którego zaprosiłam do siebie na przepustkę. Znajdował się on wtedy w ośrodku leczenia alkoholizmu. Pierwsze, co zrobił, kupił sobie zgrzewkę piwa. Już wtedy powinnam była powiedzieć stop. Ale tego nie zrobiłam. Doszło do tego, że opacznie zrozumiał moje zaproszenie. Ja po prostu chciałam spędzić czas z przyjacielem. On za to chciał piwa i seksu. Na początku się temu poddałam. Ale czułam się fatalnie…wykorzystana i wymiętą jak ściereczka. Jemu ciągle było mało. W końcu kazałam mu spakować walizkę i się wynosić.  Byłam zniesmaczona własną osobą i złością na siebie. Jak mogłam być tak głupia i tak się dać oszukać. Była to nauczka na całe życie.

Dlaczego tak trudno przychodzi nam mówienie „nie”. Lęk przed osądem? Lęk przed odrzuceniem? Lęk przed zemstą? Wszystkie te rzeczy są bardzo ważne i nad nimi musimy pracować. Dla mnie najtrudniejszy jest lęk przed odrzuceniem. Od kiedy pamiętam unikałam przez to ludzi, mimo iż odczuwałam tak wielką ich potrzebę. Stawianie granic wymaga wglądu w siebie i pokory w stosunku do siebie. Żeby wybierać tylko osoby, które nie są nastawione na branie. Kiedyś cieszyłam się, że ludzie zwracają się do mnie ze swoimi problemami. Podbudowywało to moje ego. Wypruwałam więc flaki dla osób, które chciały się wygadać, potrzebowały pieniędzy czy dachu nad głową.

Popełniłam w życiu wiele błędów. Ale uczę się powiedzieć komuś „przykro mi nie mogę Ci pomóc”. Jest mi z tym ciężko, ale tylko na początku.

Często jednak zdarza się pomylić konstruktywne stawianie granic z mało konstruktywnym budowaniem muru wokół siebie. Tak, żeby nikt nie mógł wejść, nic zrobić, nic powiedzieć. Taki mur broni przed cierpieniem zadawanym przez innych, ale czyż nie jest cierpieniem zadawanym samemu sobie?

Stawianie granic broni przed toksycznymi ludźmi, którzy chcieliby tylko brać, brać i brać. Już od dawna jestem silniejsza w urywaniu relacji, gdzie tylko jedna strona daje.

Stawianie granic chroni też przed manipulacją, szantażem emocjonalnym. Jest mi to szczególnie bliskie w relacjach z rodziną, gdzie często słyszę, że się izoluję, nie przyjeżdżam na domowe obiadki, że powinnam zachowywać się inaczej niż się zachowuję, że powinnam im się zwierzać z własnych problemów. Czy każdy z nas nie znalazł się choć raz w podobnej sytuacji?

Kolejną płaszczyzną, na której uczę się asertywności jest moja praca. I nie jest to korporacja. Pracuję asystując osobom niepełnosprawnym w ich codziennych sprawach. Są to często ludzie samotni, więc kiedy przychodzi asystent chcą się wygadać, opowiadają o swoich problemach. Ja mam ustalony czas pracy. Na początku zostawałam dłużej, ciężko mi było powiedzieć „przepraszam, ale muszę już iść”. Zamykałam drzwi od ich mieszkań z ogromnym poczuciem winy. Teraz jest lepiej. Podopieczni wiedzą, że ten „koniec” nastąpi i nie wymuszają zastania dłużej. Rozumieją, że to moja praca.

Stawianie granic, to obszar do nauki na wielu przestrzenią, ale kiedy jestem ją w stanie wdrożyć w życie, poprawia mi się samoocena, nastrój, czuję, że staję się silniejsza.

Stawianie granic to temat trudny, ale bliski każdej osobie. Po co stawia się granice i kiedy? Kiedy przekraczany jest nasz komfort psychiczny i fizyczny. Jak się uczymy stawiać granice? Nie stawiając ich i ucząc się na własnych błędach.

Nigdy nie zapomnę jednego chłopaka, którego zaprosiłam do siebie na przepustkę. Znajdował się on wtedy w ośrodku leczenia alkoholizmu. Pierwsze, co zrobił, kupił sobie zgrzewkę piwa. Już wtedy powinnam była powiedzieć stop. Ale tego nie zrobiłam. Doszło do tego, że opacznie zrozumiał moje zaproszenie. Ja po prostu chciałam spędzić czas z przyjacielem. On za to chciał piwa i seksu. Na początku się temu poddałam. Ale czułam się fatalnie…wykorzystana i wymiętą jak ściereczka. Jemu ciągle było mało. W końcu kazałam mu spakować walizkę i się wynosić.  Byłam zniesmaczona własną osobą i złością na siebie. Jak mogłam być tak głupia i tak się dać oszukać. Była to nauczka na całe życie.

Dlaczego tak trudno przychodzi nam mówienie „nie”. Lęk przed osądem? Lęk przed odrzuceniem? Lęk przed zemstą? Wszystkie te rzeczy są bardzo ważne i nad nimi musimy pracować. Dla mnie najtrudniejszy jest lęk przed odrzuceniem. Od kiedy pamiętam unikałam przez to ludzi, mimo iż odczuwałam tak wielką ich potrzebę. Stawianie granic wymaga wglądu w siebie i pokory w stosunku do siebie. Żeby wybierać tylko osoby, które nie są nastawione na branie. Kiedyś cieszyłam się, że ludzie zwracają się do mnie ze swoimi problemami. Podbudowywało to moje ego. Wypruwałam więc flaki dla osób, które chciały się wygadać, potrzebowały pieniędzy czy dachu nad głową.

Popełniłam w życiu wiele błędów. Ale uczę się powiedzieć komuś „przykro mi nie mogę Ci pomóc”. Jest mi z tym ciężko, ale tylko na początku.

Często jednak zdarza się pomylić konstruktywne stawianie granic z mało konstruktywnym budowaniem muru wokół siebie. Tak, żeby nikt nie mógł wejść, nic zrobić, nic powiedzieć. Taki mur broni przed cierpieniem zadawanym przez innych, ale czyż nie jest cierpieniem zadawanym samemu sobie?

Stawianie granic broni przed toksycznymi ludźmi, którzy chcieliby tylko brać, brać i brać. Już od dawna jestem silniejsza w urywaniu relacji, gdzie tylko jedna strona daje.

Stawianie granic chroni też przed manipulacją, szantażem emocjonalnym. Jest mi to szczególnie bliskie w relacjach z rodziną, gdzie często słyszę, że się izoluję, nie przyjeżdżam na domowe obiadki, że powinnam zachowywać się inaczej niż się zachowuję, że powinnam im się zwierzać z własnych problemów. Czy każdy z nas nie znalazł się choć raz w podobnej sytuacji?

Kolejną płaszczyzną, na której uczę się asertywności jest moja praca. I nie jest to korporacja. Pracuję asystując osobom niepełnosprawnym w ich codziennych sprawach. Są to często ludzie samotni, więc kiedy przychodzi asystent chcą się wygadać, opowiadają o swoich problemach. Ja mam ustalony czas pracy. Na początku zostawałam dłużej, ciężko mi było powiedzieć „przepraszam, ale muszę już iść”. Zamykałam drzwi od ich mieszkań z ogromnym poczuciem winy. Teraz jest lepiej. Podopieczni wiedzą, że ten „koniec” nastąpi i nie wymuszają zastania dłużej. Rozumieją, że to moja praca.

Stawianie granic, to obszar do nauki na wielu przestrzenią, ale kiedy jestem ją w stanie wdrożyć w życie, poprawia mi się samoocena, nastrój, czuję, że staję się silniejsza.

Stawianie granic to temat trudny, ale bliski każdej osobie. Po co stawia się granice i kiedy? Kiedy przekraczany jest nasz komfort psychiczny i fizyczny. Jak się uczymy stawiać granice? Nie stawiając ich i ucząc się na własnych błędach.

Nigdy nie zapomnę jednego chłopaka, którego zaprosiłam do siebie na przepustkę. Znajdował się on wtedy w ośrodku leczenia alkoholizmu. Pierwsze, co zrobił, kupił sobie zgrzewkę piwa. Już wtedy powinnam była powiedzieć stop. Ale tego nie zrobiłam. Doszło do tego, że opacznie zrozumiał moje zaproszenie. Ja po prostu chciałam spędzić czas z przyjacielem. On za to chciał piwa i seksu. Na początku się temu poddałam. Ale czułam się fatalnie…wykorzystana i wymiętą jak ściereczka. Jemu ciągle było mało. W końcu kazałam mu spakować walizkę i się wynosić.  Byłam zniesmaczona własną osobą i złością na siebie. Jak mogłam być tak głupia i tak się dać oszukać. Była to nauczka na całe życie.

Dlaczego tak trudno przychodzi nam mówienie „nie”. Lęk przed osądem? Lęk przed odrzuceniem? Lęk przed zemstą? Wszystkie te rzeczy są bardzo ważne i nad nimi musimy pracować. Dla mnie najtrudniejszy jest lęk przed odrzuceniem. Od kiedy pamiętam unikałam przez to ludzi, mimo iż odczuwałam tak wielką ich potrzebę. Stawianie granic wymaga wglądu w siebie i pokory w stosunku do siebie. Żeby wybierać tylko osoby, które nie są nastawione na branie. Kiedyś cieszyłam się, że ludzie zwracają się do mnie ze swoimi problemami. Podbudowywało to moje ego. Wypruwałam więc flaki dla osób, które chciały się wygadać, potrzebowały pieniędzy czy dachu nad głową.

Popełniłam w życiu wiele błędów. Ale uczę się powiedzieć komuś „przykro mi nie mogę Ci pomóc”. Jest mi z tym ciężko, ale tylko na początku.

Często jednak zdarza się pomylić konstruktywne stawianie granic z mało konstruktywnym budowaniem muru wokół siebie. Tak, żeby nikt nie mógł wejść, nic zrobić, nic powiedzieć. Taki mur broni przed cierpieniem zadawanym przez innych, ale czyż nie jest cierpieniem zadawanym samemu sobie?

Stawianie granic broni przed toksycznymi ludźmi, którzy chcieliby tylko brać, brać i brać. Już od dawna jestem silniejsza w urywaniu relacji, gdzie tylko jedna strona daje.

Stawianie granic chroni też przed manipulacją, szantażem emocjonalnym. Jest mi to szczególnie bliskie w relacjach z rodziną, gdzie często słyszę, że się izoluję, nie przyjeżdżam na domowe obiadki, że powinnam zachowywać się inaczej niż się zachowuję, że powinnam im się zwierzać z własnych problemów. Czy każdy z nas nie znalazł się choć raz w podobnej sytuacji?

Kolejną płaszczyzną, na której uczę się asertywności jest moja praca. I nie jest to korporacja. Pracuję asystując osobom niepełnosprawnym w ich codziennych sprawach. Są to często ludzie samotni, więc kiedy przychodzi asystent chcą się wygadać, opowiadają o swoich problemach. Ja mam ustalony czas pracy. Na początku zostawałam dłużej, ciężko mi było powiedzieć „przepraszam, ale muszę już iść”. Zamykałam drzwi od ich mieszkań z ogromnym poczuciem winy. Teraz jest lepiej. Podopieczni wiedzą, że ten „koniec” nastąpi i nie wymuszają zastania dłużej. Rozumieją, że to moja praca.

Stawianie granic, to obszar do nauki na wielu przestrzenią, ale kiedy jestem ją w stanie wdrożyć w życie, poprawia mi się samoocena, nastrój, czuję, że staję się silniejsza.

Stawianie granic, to obszar do nauki na wielu przestrzenią, ale kiedy jestem ją w stanie wdrożyć w życie, poprawia mi się samoocena, nastrój, czuję, że staję się silniejsza.

Autorka: Ewa R, Wolontariuszka Fundacji Zobacz…JSTEM

Zdjęcie; Pixabay.com/ Free-Photos