3 września 2017 roku mój ukochany syn Aleksander – zniknął na wieczny czas …..
Wszystkie pozostałe dni w kalendarzu nagle gdzieś odfrunęły, został tylko ten jeden dzień, straszny, okrutny, data która nigdy nie powinna się tam znaleźć. To była niedziela, około godziny 3 nad ranem, zbudził mnie przeraźliwy krzyk mojego męża, zbiegłam po schodach i już wiedziałam, że stało się coś strasznego. W garażu nieopodal naszego domu , leżał mój 19-letni Synek, w tej swojej brązowej pidżamie, której nigdy nie lubiłam, był jeszcze ciepły. Wtedy jeszcze miałam nadzieję, że dam radę Go uratować. Zaczęłam akcje reanimacyjną, myślałam, że zaczął oddychać, ale to były złudne nadzieje, po prostu płyny ustrojowe krążyły po jego ciele, ostatni posiłek, ostatnia kolacja przy wspólnym stole, to był kurczak pieczony, już nigdy go nie zrobię. Emocje, szok, przecież ja muszę dać radę, to nie możliwe żeby on nie żył, jak to możliwe, to chyba jakiś sen, do tej pory mam nadzieje, że może jeszcze się obudzę, Zajrzałam w Jego oczy, były już całkiem mętne, stopy zaczynały się robić jakieś dziwnie żółte. To nie może być prawda, zaczęłam Go klepać po twarzy i w kółko powtarzać, Aleksander, Aleksander, Synku, dlaczego, dlaczego i czarna dziura, rozpacz pomieszana z niedowierzaniem, odeszłam, nie mogłam na to patrzeć….
Karetka pogotowia przyjechała po dwudziestu minutach, cały czas miałam jeszcze jakąś irracjonalną nadzieję, że oni mi Go przywrócą do życia , ale wiedziałam, że to już koniec… Pogotowie stwierdziło zgon, przez uduszenie. Później policja, prokurator, oględziny pokoju syna, szukanie listu, nic nie zostawił, po prostu poszedł do garażu i powiesił się na swoim ulubionym pasku od spodni. Dlaczego mnie nie obudził, dlaczego mi nie powiedział, że źle się czuje, nic, kompletnie nic , te pytania wciąż mam w głowie, niestety bez odpowiedzi… Nie płakałam wtedy jeszcze, coś mi się zrobiło i nic nie mogłam z siebie wydusić, po prostu wpadłam w dół i nie miałam ochoty żyć dalej. Wszystko przestało być ważne, jedzenie picie, życie bo i po co dalej żyć, bez niego, to już nie ma sensu . Ogarnęło mnie coś w rodzaju odrętwienia totalnego, żyłam, ale jakbym była nieżywa, w każdej mojej myśli, w każdym mym oddechu był Olek i tylko Olek. Wtedy myślałam, że to najgorszy moment mojego życia, myślałam że tak będzie do pogrzebu, a później będzie lepiej, jak bardzo się myliłam, ale starałam się jakoś przetrwać, bo człowiek nie wie jakie siły w nim drzemią. Na początku tej drogi myślałam, że tego wszystkiego nie przeżyję, że serce mi pęknie z żalu i zmartwienia, najlepiej położyłabym się przy Nim i nigdy Go nie opuściła, ale jednak trzeba dalej żyć, choć tak ciężko …
Dzień pogrzebu
Do pogrzebu cały czas coś trzeba robić, załatwiać formalności, wybrać trumnę , dla własnego dziecka to było straszne, czeka się na ten dzień, jakby miał być antidotum na wszystkie problemy, jakby ten etap miał nam w czymś pomóc, uspokoić nas i dać jakąś nadzieję, nie wiadomo na co. Cała nasza społeczność aż zesztywniała w niedowierzaniu , niby taka normalna rodzina, a tu nagle taka tragedia . Do mnie nic i tak nie dochodziło, miałam przy sobie najbliższą rodzinę i przyjaciół, ale takich prawdziwych, już teraz wiem, kto nim jest.
Jeszcze jedna straszna chwila ……………….. pożegnanie, kapliczka, stanęliśmy z mężem w drzwiach, chwila zawahania i zaczęliśmy biec do tej otwartej trumny, to jest jak sen, tam w trumnie leży nasz ukochany Syn, niebieska koszula, garnitur, wygląda tak spokojnie i dostojnie, jakby spał, usta lekko uchylone. Dotykam Go, jest lodowaty, ale to nic. Tulę się do Niego, patrzę z niedowierzaniem, może zaraz się obudzi, tak bardzo bym tego chciała. Modlitwa uspokaja i wycisza emocje, mąż mi później powiedział, że dzięki temu łatwiej mu było później przetrwać pogrzeb, po prostu w skupieniu ostatni raz pożegnaliśmy się z jego sferą cielesną. Tak, dla mnie sprawą priorytetową stał się pogrzeb Naszego syna, bardzo chciałam żeby był najpiękniejszy i najbardziej wzruszający jaki ludzie widzieli, bo tak właśnie chciałam uczcić pamięć o moim Synu. Mój Syn jest dla mnie najpiękniejszy i najważniejszy na świecie. Zasługiwał na wszystko co najlepsze, a tak niewiele mogłam mu już teraz dać. Zawsze był taki skromny, wycofany, nigdy nie sprawiał żadnych problemów.
Jestem bardzo wdzięczna szkole mojego Syna, bo stanęła na wysokości i była cała klasa Olka z liceum, nauczyciele, delegacja z gimnazjum, bardzo dużo ludzi przyszło go opłakiwać. Mnóstwo pięknych kwiatów, a ksiądz tak jakoś ładnie mówił. Od momentu śmierci mojego Syna, cały czas wiał wiatr i ciągle padało, a w dzień pogrzebu było słońce i ciepły pogodny dzień, jak by Olek dał nam w darze tą sprzyjająca pogodę i mówił do mnie „mamo głowa do góry, zobacz życie jest piękne, a mnie jest dobrze tu na górze”, dziękuję Ci Synku. Koleżanka z klasy przeczytała wzruszające pożegnane, zapamiętałam z niego, że Olek na zawsze już dla nich będzie Aleksandrem Wielkim, bardzo mnie to wzruszyło. Na pogrzebie czułam się bardzo słabo, cały czas myślałam, że zemdleję , albo poronię, ale jakoś dałam radę i na koniec już na cmentarzu przeczytałam swój ostatni list do Olka, moje pożegnanie. Tak chciałam i tak zrobiłam, może niektórzy patrzyli na to z niedowierzaniem, bo matka powinna być nie przytomna z bólu i najlepiej jak by się rzucała na trumnę, ale trzeba wiedzieć, że każdy ma prawo do swojego przeżywania traumy, ja chciałam zrobić to w ten sposób . Po pogrzebie , no cóż czekasz, choć sam nie wiesz na co ?
Epitafium dla Olusia!!!
Kochany Synku, dziś już Wiemy, będziesz zawsze blisko nas, a zaczęło się to 19 lat temu, urodziłeś się 30 lipca 1998 roku, nasz pierworodny malutki synek, nasz Bączek, jak pieszczotliwie nazywał Cię Dziadek Krzysio. Kochałeś historię, szczególnie o II wojnie światowej, często rozmawiałeś o niej z Dziadkiem Markiem, ale na studia miałeś iść na psychologię, bo byłeś bardzo mądrym, wrażliwym i delikatnym chłopcem, za delikatnym na te beznadziejne czasy. Lubiłeś Japonię i anime, kochałeś wszystkie psy, koty i konie, ale chyba najbardziej to lubiłeś jeść Swoje ulubione potrawy, szarlotkę, sernik, ale bez rodzynek – od Babci Wiesi, albo krewetki od Babci Marysi, a one uwielbiały spełniać Twoje zachcianki kulinarne. Kłóciłeś się ciągle z Czarkiem, ale on wie, że bardzo Go kochałeś. Pragnąłeś akceptacji i zrozumienia, niestety nie miałeś siły przebicia. Tak depresja to choroba, bardzo groźna choroba. Czy wiemy dlaczego Cię tu niema, chyba nigdy tego nie zrozumiemy……. Ale teraz jesteś wolny, słowami tego nie opiszemy co teraz czujemy , Ja wiem, że czas goi rany, ale one tylko się zabliźnią , nigdy nie zginą. Tak jak Ty w naszych sercach, nigdy nie umrzesz naprawdę. Ty tylko zasnąłeś, a obudziłeś się w lepszym świecie, bądź szczęśliwy i spełniony, Bardzo Cię Kochamy , na ZAWSZE
Niech Ci dopomoże Bóg Litościwy i Matka Najświętsza
Do zobaczenia czekaj tam na nas Kochany Synku
Uczę się żyć od nowa
Tak jak wcześniej napisałam, myślałam że będzie lepiej, ale się pomyliłam, było coraz gorzej, żal ściskał mi serce i ból był nie do zniesienia, zresztą to uczucie nie słabnie, raz jest lepiej raz gorzej. Szukałam ukojenia w kościele, w modlitwie, na cmentarzu, nawet miałam pomysł, żeby rozbić sobie namiot i mieszkać na cmentarzu, koło grobu mojego dziecka. Wszystkie te próby nie przynosiły jednak ukojenia w bólu, a wręcz nasilały się i ciągle, przez cały dzień potrafiłam tylko siedzieć przed telewizorem i płakać. Zmęczona zasypiałam i budziłam się w nocy i znowu płakałam. Szukałam w Internecie porad, ale na to wszystko i tak nie ma skutecznej metody. Żałoba ma kilka etapów i każdy trzeba po prostu samemu przejść, nie ma na to lekarstwa. I tak dzień po dniu , muszę uczyć się żyć na nowo, bez mojego najlepszego przyjaciela, mojej bratniej duszy. Zaczęłam szukać dla siebie i mojej rodziny pomocy, bo mam jeszcze 12 –letniego syna, który po śmierci brata zamknął się w sobie totalnie, w ogóle nie płacze, nie chce rozmawiać o Olku i o tym co się stało. Zbiegiem okoliczności trafiłam na Fundację Zobacz…JESTEM. Tam zajęły się nami dwie fantastyczne dziewczyny Danusia i Dorota, za co jestem im bardzo wdzięczna. W między czasie byłam też u psychiatry i jestem na anty-depresantach, może troszkę po nich lepiej. W Fundacji jesteśmy całą rodziną raz w tygodniu, bo na inną pomoc nie ma co liczyć, Tak to prawda, rodzina po samobójczej śmierci dziecka jest zostawiona sama sobie, nikt nie zaproponuje jakiegoś realnego wsparcia, wszyscy tylko mówią i piszą, że jak coś to możesz na nich liczyć, ale tak naprawdę możesz liczyć tylko na siebie. Ja wiem, boją się i nie wiedzą jak z nami rozmawiać, rozumiem, ale z drugiej strony taki ludzki odruch jak przyjechać i z nami po prostu być byłby bardzo pomocny. Niestety mogę liczyć tylko na rodzinę i fundację, taka jest rzeczywistość, podejrzewam, że gdyby mój syn zginął w wypadku, albo umarłby na jakąś chorobę, to mogłabym liczyć na współczucie, ale skoro mój syn sam odebrał sobie życie, to przyczyna leży po naszej stronie, a w tym wypadku nie należy nam pomagać, to nasz problem, nasz krzyż. Ja to rozumiem, bo największe pretensje i żal mam oczywiście do siebie, ta zgryzota zżera mnie od wewnątrz, cały czas mi towarzyszy poczucie winy i niesprawiedliwości. Wszystko jest nie tak, przecież mogłam temu zapobiec, a może nie, może los wybrał za mnie. Tyle zdarzeń w przeddzień tej tragedii było nie tak. Dlaczego zawiodła mnie matczyna intuicja, czułam ze coś jest nie tak, całą sobotę byłam strasznie smutna i przygnębiona, ale miałam powody byłam w 9 tygodniu ciąży, o której wiedział tylko mój mąż. Nie mówiliśmy o niej chłopcom, bo było za wcześnie i chcieliśmy z tym jeszcze poczekać, jak to się wszystko potoczy. Mój wiek i jak zareagują chłopcy.
Sobota była taka zwyczajna, w niedzielę mieliśmy jechać na stadion Legii na charytatywny mecz, a za tydzień Olek miał lecieć z dziadkiem na Sycylię. Wrzesień miał być naprawdę fajnym miesiącem, ślub mojej siostry, Olek miał się zapisać na prawo jazdy, nie mógł się doczekać roku szkolnego, tyle planów… W sobotę, przyszedł do nas najlepszy przyjaciel Olka – Michał, zapytałam się nawet Michała, że jest już późno, może by przenocował, ale on miał inne plany, może jak by został… Ja też miałam iść z przyjaciółkami na babskie spotkanie, może jak bym wróciła to pogadałabym z Nim i zapobiegłabym tej strasznej tragedii. Ostatni SMS do drugiego przyjaciela był o godzinie 2:18, napisał, że bardzo źle się czuje, ale kolega był poza zasięgiem i nie odczytał tego SMSa. Co za pech, a może takie przeznaczenie. Najważniejszą jednak przyczyną, była, jak to często bywa nieszczęśliwa miłość… Tego dnia przeżył kolejny zawód, czuł się odtrącony i zignorowany przez swoich rówieśników, szczególnie przez jedną dziewczynę, w której się bardzo zakochał. Tak Olek był chory na depresję, ale dzielnie z nią walczył, bardzo się starał wrócić do świata i ludzi. Niestety wszystkie niepowodzenia brał bardzo do siebie i na nic nie pomagały tłumaczenia, że potrzeba czasu na wyleczenie, że to jest długa droga do zdrowia. Po prostu zabrakło nam czasu, a teraz nasza rodzina jest wybrakowana, dziurawa, brakuje w niej jednego tak bardzo ważnego ogniwa, teraz jesteśmy niekompletni. Codzienność jest przytłaczająca i straszna, ja cały czas czekam, na początku czekałam aż Syn wróci do domu , jego buty cały czas stoją w tym samym miejscu jak je zostawił. Pokój Syna stoi nie tknięty, wszystko jest tak, jak zostawił, napoczęte ciastka, chipsy, napoje, śmieci w koszu, nic nie pozwalam dotknąć, ani wyrzucić. Mam tylko nadzieję, że kiedyś przyjdzie taki dzień, że pozwolę to wszystko posprzątać, ale jeszcze nie teraz , jeszcze nie. To samo z kwiatami na grobie, najchętniej nic bym nie wyrzucała, nawet nie wiem dlaczego. Wiele rzeczy jeszcze nie rozumiem i nie umiem pojąć, może dlatego że minęło dopiero 5 tygodni od śmierci mojego syna. Przepełnia mnie straszna pustka i niewypowiedziany żal do siebie i tego co się stało, bo jednego jestem pewna, że można było tego wszystkiego uniknąć, w końcu depresja to uleczalna choroba. Ale niestety my nie mieliśmy szczęścia poczynając od lekarza psychiatry, psychoterapeuty i otoczenia. Za mało empatii jest w naszym katolickim, szlachetnym świecie. Nie ma w nim miejsca dla wrażliwców, a taki właśnie był Aleksander. Teraz wiem jak bardzo musiał cierpieć, ale ja cały czas miałam nadzieję, że będzie lepiej, przecież była duża poprawa i to mnie właśnie uśpiło, później przeczytałam, że to właśnie był najbardziej niebezpieczny moment w jego terapii. Oczywiście wcześniej nikt mi o tym nie powiedział.
Sfera duchowa
Chciałabym napisać jeszcze o istotnej dla mnie sprawie, mianowicie o naszej wierze. Jakoś od 2 dni staram się mniej płakać za Olkiem, poruszył mnie jeden artykuł w Internecie. Napisane w nim było, że dusza po śmierci bardzo i tak cierpi, a ja jak będę dalej tak ciągle płakać, to jeszcze bardziej go zadręczam swoim cierpieniem, dodaję mu win, a przecież jak każda matka, muszę dbać o moje dziecko. Przecież On patrzy na mnie i nic nie może zrobić, w żaden sposób nie może mi już pomóc, a pewnie by chciał, przecież wiem, jak bardzo nas kochał. Dzięki tej teorii, a wierzę w jej prawdziwość , staram się dusić łzy, chociaż czasem i tak to nie pomaga. Wybaczyłam swojemu synowi to co się stało i jego też proszę o wybaczenie. Mam nadzieję, że Pan Bóg pozwoli mu cieszyć się z życia wiecznego, bo na tym świecie nie zaznał prawdziwego szczęścia.
Pomaga mi także pisanie wierszy, w których mogę wyrazić to co czuję
Bez Ciebie
Jak mam zatrzymać Ciebie tu, gdy w nicość tak przepadam,
Twój zapach, słowa ,czuły gest, to wszystko też przepada …
Jak nie zapomnieć Ciebie mam, Twe zdjęcia wciąż oglądam
Wiem, łzy nie wrócą Ciebie mi , choć wciąż do tego zdążam.
Żałoba we mnie tylko jest, co całą mnie oplata,
Nie widzę słońca w życiu mym, ani żadnego lata.
Zostawiasz płatki skrzydeł wciąż, co dają mi wytchnienie.
Żebym mogła zamienić je na jedno twe spojrzenie,
I tak te dni bez ciebie mkną, już nic się nie wydarzy,
wciąż czekam na ten jeden sen, gdzie wszystko wytłumaczysz,
Opowiesz mi jak tam jest, że wszystko jest w porządku,
Wtedy odetchnę chociaż raz, bez Ciebie mały Olku,
Miłość matki, nigdy się nie kończy, to taka prosta sprawa,
Lecz kiedy dziecka, naprawdę brak, wtedy i matka pada,
Tęsknota, ból i żal, to siostry twojej matki, już z nimi zawsze są,
Płaczące, biedne matki.
Dziękuję
Szczytno, 07.10.2017