Czekam na przyjęcie do szpitala psychiatrycznego. Czy to już koniec świata ?

Wychodzę z gabinetu psychiatry. W ręku trzymam kartkę, a na niej jak byk napisane: „Skierowanie do szpitala”. Oddział leczenia zaburzeń osobowości.

Nie mogę odeprzeć myśli, że właśnie wali mi się cały świat. Pół roku ? To wieczność. Ja mam przecież plany: praca, matura, która i tak przez tą cholerną chorobę przesunęła się już o dwa lata. Miałam wrócić do swojej pasji, w ogóle miałam tak dużo rzeczy zrobić. Ale w tych planach nie było pobytu w szpitalu…

Decyzja o pójściu do szpitala zawsze jest trudna. Obojętnie, czy dotyczy oddziału zamkniętego, otwartego czy terapeutycznego. Tym bardziej, jeżeli ktoś wybiera się tam pierwszy raz. To miejsce napawa nas lękiem, o szpitalach psychiatrycznych krążą przeróżne historie, anegdoty, a ich wydźwięk zazwyczaj nie jest zbyt optymistyczny. Pogodzenie się z tą sytuacja zdecydowanie utrudnia nam pytanie, pojawiające się w naszej głowie niczym ogromny, kolorowy neon: „Co ludzie na to powiedzą ?”. Wstyd – uczcie znane osobom chorującym psychicznie aż za dobrze. Tylko przed czym ? Przed tym, że potrzebuję pomocy i chcę się leczyć ? Czy może przed tym, że chcę być zdrowa i szczęśliwa ? Mam do tego prawo takie samo, jak osoba chorująca na nowotwór, czy jakąkolwiek inną chorobę. Czemu na dźwięk słów: schizofrenia, depresja ludzie się krzywią, a na słowo białaczka widać współczucie na ich twarzy ? Na to pytanie nie umiem Wam opowiedzieć. Świat nie jest sprawiedliwy. Musicie jednak znaleźć siłę w sobie, poznać swoja wartość, uwierzyć w siebie, pogodzić się z tym, że chorujecie i być dumni z tego, że walczycie. Zdanie innych nie jest najważniejsze. To Wy najlepiej wiecie co jest dla Was dobre. Każdy ma swój czas  i możliwość podejmowania decyzji. Wy macie swoje życie. Nikt za Was go nie przeżyje. Postępujcie tak, byście kiedyś mogli powiedzieć: „Zrobiłem wszystko co w mojej mocy, żeby wyzdrowieć”.

Choć pozornie pójście na oddział niszczy moje plany, to w gruncie rzeczy nieleczony Borderline zrujnowałby je prędzej czy później. Teraz On rządzi moim życiem. Kręcę się w kółko. Robię krok w przód po to, żeby zaraz zrobić krok w tył, pchana objawami choroby. Żyję w lęku i strachu przed tym co będzie jutro. Zmęczona wyczekiwaniem kryzysu, pewna, że on znowu nadejdzie, a na coś takiego nie można się przygotować.

Czemu więc czekam, skoro mogę wyjść mu naprzeciw ? Zmierzyć się z nim i rozłożyć na łopatki. Jeżeli ma mi w tym pomóc terapia w szpitalu, to byłabym głupia nie wykorzystując takiej szansy.

Pół roku to przecież chwila, jeżeli w grę wchodzi spokój i stabilne życie. Matura poczeka, praca również, wszystkie inne plany na pewno też. Bez tego niechcianego „kolegi” zdecydowanie łatwiej będzie mi mierzyć się z wyzwaniami, jakie będzie stawiać przede mną życie.

Nieważne, czy idziesz na oddział zamknięty, żeby się zabezpieczyć. Czy idziesz na oddział terapeutyczny, żeby odbyć terapię. W tym momencie dajesz sobie szansę na lepsze jutro. Choć może w to nie wierzysz, jest wiele osób, które zazdrości Ci tej odwagi i wiele, które podziwia Cię za tą decyzję.

Szpital psychiatryczny to nie koniec świata. To tylko przystanek w drodze po zdrowie. Tylko jeden z etapów w życiu.

Autor: Wiktoria Matyga, wolontariuszka Fundacji Zobacz…JESTEM