Wyobraźmy sobie jesień. Za oknami robi się szaro, buro i ponuro. Wiatr okrada drzewa z liści, deszcz daje ukojenie zmęczonym słońcem ulicom. Siła przyciągania, jaką wytwarza łóżko w momencie brzmienia budzika jest z każdym dniem coraz większa, swetry coraz grubsze i skóra jakaś taka bledsza. Pociągi się spóźniają, „chęć życia” ulatuje na zasłużony urlop. Gdzieś na rogu ziemi, dosłownie w centrum niczego siedzi zamknięte w sobie dziwadło. Wokół niego panuje chaos, wszyscy jedzą pierogi, wymieniają się uprzejmościami, nauczyciel składa życzenia. W tle słychać kiczowato brzmiące kolędy własnej interpretacji jakiegoś słowiańskiego artysty. Nagle cały świat zaczyna wirować, krew w żyłach niemalże wre. Nadeszła pora dzielenia się opłatkiem. Przez głowę dziwadła przemykają centymetry, kilogramy, gramy, tłuszcz, brud, smród i kiła z mogiłą. Postać obiecuje sobie, że już nigdy, przenigdy nic nie zje, jak pozwoli sobie na tą opłatkową rozpustę, że już nigdy w żadnej wigilii klasowej nie weźmie udziału… I tak się dzieje, ale szkoła się w końcu kończy, a każde dziwadło opuszcza ją bez bagażu doświadczeń, bez znajomych, bez umiejętności pracy w grupie, bez wiedzy praktycznej, bez umiejętności *sic!* posługiwania się rozkładem jazdy pociągów, bo jak posiąść tę wiedzę, nie wychodząc z domu? Każda wycieczka jest przymusem zmiany godzin diety, posiłków, ilości, jakości spożywanego pokarmu…
Kiedyś dawno temu, jeszcze za ułamków, na przełomie Małego Księcia z Krzyżakami dziwadło miało postać całkiem przyzwoitej osóbki. Kiedyś razem z klasą zostało zmuszone do nauki życia poprzez niezwykle ambitne filmy edukacyjne. Jeden z nich dotyczył anoreksji. Jak wyglądał ? O czym opowiadał ? Na co zwracał uwagę ? Zaczynał się obiecująco. Na szpitalnym łóżku leżą kości owleczone skórą, obok siedzi matka. Nic nadzwyczajnego, gdyby nie spojrzeć na oczy tej matki i dziecka. Normalny człowiek wyposażony w bagaż poczucia bezpieczeństwa widzi chorobę ciała dziecka, co generalnie już jest zgubne, a obok zmartwioną kobietę i tyle. Dziwadło zobaczyło tam sposób na życie. Bo podświadomie odnalazło tam metodę, aby wzbudzić zainteresowanie, by uzyskać upragnioną miłość, a im mniejsze i kruche by się robiło, tym więcej troski dostawało. Tylko wierzyło w to zbyt długo, mimo wielu razy, w których się na nich zawiodło. Rzeczywistość była bardziej złożona. Nic od siebie nie dając – niewiele otrzymujemy i tak kończyły się wszystkie relacje. Rodzina nie tolerowała wiecznych kłamstw i odrzuceń. Dziwadło podjęło decyzję – skazało się na życie w dybach samotności. Czy cokolwiek zyskało dzięki chorobie?
Nic. Straciło wszystko.
Nie chce nikomu wmówić, że film może być anoreksjopobudliwy, nie chcę też powiedzieć, że powinniśmy w inny sposób uświadamiać o tej straszliwej chorobie. Może w końcu zoorganizujemy warsztaty samooceny, pewności siebie, poszukiwania poczucia bezpieczeństwa w sobie, nauczymy się oddzielać własne cele od cudzych i odnajdziemy jakieś fajne miejsce na ziemi, w którym już zawsze będzie lato?